Dariusz Popiela: „Dziecięce marzenie wciąż jest w mojej głowie” [Wywiad]
– Medal jest dla sportowca wspaniałą formą uhonorowania wysiłku włożonego w start. Stanowi nieodłączny element sportu – mówi Dariusz Popiela, jeden z najlepszych polskich kajakarzy górskich w wywiadzie, który przeprowadziliśmy w ramach akcji „Medale dla najlepszych!”
„Medale dla najlepszych!” to akcja, którą promujemy również zdrowego ducha sportowej rywalizacji. Jednym z elementów działań są rozmowy, które przeprowadzamy z czołowymi zawodnikami reprezentującymi różne dyscypliny. Co jest ich tematem? Medale, ale i nie tylko! Z rozmowy z Dariuszem Popielą dowiecie się o tym, czym są dla niego medale sportowe, ale też o początkach przygody z kajakarstwem, chwilach zwątpienia, sukcesach oraz zaangażowaniu w działalność pozasportową. Zapraszamy do lektury!
Maciej Nowocień: Na pana stronie internetowej widnieje cytat z Paulo Coelho: „to możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące”. Pan swoje spełnił?
Dariusz Popiela: – Jak to bywa w życiu: niektóre tak, niektóre nie. Ale wciąż żyję tymi sportowymi. Mam do czego dążyć. To marzenie 7-8 latka wpatrzonego w ekran, na którym leciały igrzyska w Barcelonie w 1992 roku, wciąż mi towarzyszy. Wiele z tych marzeń się spełniło, za co codziennie jestem wdzięczny, bo doceniam te najdrobniejsze. Na wiele mam wciąż apetyt i podejmuję ciągłe wyzwania. Mam przy sobie ludzi, dzięki którym to wszystko jest możliwe. I za to też nieustannie jestem wdzięczny. I wie pan, myślę , że cele, które sobie stawiamy, są niezwykle ważne. Nie chodzi o to, by stawiać poprzeczkę za wysoko i popadać w przygnębienie, kiedy jej nie przeskoczymy, ale właśnie często wielkie marzenia składają się z drobnostek.
Wybrał pan chyba najtrudniejszą dyscyplinę kajakarską.
– Spośród olimpijskich konkurencji bezwzględnie slalom kajakowy jest bardzo trudny. Każdy tor to inna specyfika, inna technika pokonywania przeszkód. Do tego dochodzi ustawienie trasy, współpraca ze sprzętem… Tych zmiennych jest bardzo wiele, a wszystko rozchodzi się o czas i brak błędów. Kto pokona trasę najszybciej – wygrywa. Dlatego im mniej błędów popełnisz, tym lepszy wynik osiągniesz. W tej dyscyplinie jest coś wciągającego i coś, co nie pozwala tak po prostu odłożyć wiosła (śmiech). Są także kajaki ekstremalne, ale nie jest to już sport olimpijski. Podziwiam osoby skaczące z wodospadów. Dla mnie to jednak za dużo adrenaliny. Nie należę do typu ryzykantów. Raczej wystarczają mi emocje związane ze sportem wyczynowym.
Nie lepiej było kopać piłkę lub biegać?
– (śmiech) Pod względem finansowym na pewno tak. Kajaki nie są komercyjnym sportem. Nie mamy wielkich sponsorów, więc bazujemy na wsparciu państwa, czyli Polskiego Związku Kajakowego czy ministerstwa sportu. Do tego dochodzą sponsorzy indywidualni, którym jestem wdzięczny za zaufanie, czyli firmom Centrum, Erbet, Vayer, Muszynianka. Trzeba mieć jednak dużo szczęścia, bo trafiam na niezwykłych ludzi. Łączy nas jakaś pasja, idea, podobny kierunek patrzenia na świat. Tak fajnie się składa, bo żadnej z tych firm sponsoring nie przekłada się na sprzedaż. Jest nas za mało w telewizji. Za małolata uciekałem nawet z treningów. Chciałem grać w piłkę, ale z czasem pokochałem kajaki i nie zamieniłbym tego na żaden inny sport.
Co pięknego jest więc w kajakarstwie górskim?
– To sport, który się nie nudzi. Nie ma monotonii, zawsze na treningu dzieje się coś nowego i cały czas coś inspiruje do doskonalenia techniki, umiejętności. Do tego dochodzi natura, bo jeszcze do niedawna wiele startów odbywało się na rzekach. Pływaliśmy więc przy pięknych krajobrazach. Teraz są tory, ale woda, czyli ten taki pierwotny żywioł. który w pewnym sensie staramy się ujarzmić lub chociaż najlepiej go zrozumieć i odpowiednio zareagować, nadal powoduje, że obrazki z igrzysk czy naszych startów są bardzo atrakcyjne. Wizualnie to człowiek walczący z wodą. Ale tak naprawdę my z nią nie walczymy. Bardziej powinniśmy współgrać i odczytywać wodę jak najlepiej oraz wykorzystać ją do napędu. Na to potrzeba jednak wielu lat treningów.
Jak to jest być olimpijczykiem?
– To coś wspaniałego. To jedno z moich spełnionych marzeń. W 1992 roku widziałem finiszującego Perpaula Ferazziego, który przed samą linią mety się wywrócił, ale wstał i wpłynął po złoto. Radość to coś, co towarzyszy mi w życiu i moim marzeniem było kiedyś pojechać na igrzyska i walczyć o złoto. Byłem na tej imprezie, walczyłem, ale dzisiaj zrobiłbym to lepiej. Dlatego dziecięce marzenie wciąż jest w mojej głowie. Dla osoby żyjącej zgodnie z filozofią sportowca, igrzyska to taki szczyt, gdzie cała ta idea się realizuje. Na mnie potężne wrażenie robił ogrom przedsięwzięcia oraz ta niesamowita masa ludzi z wielu miejsc na Ziemi. Coś pięknego.
To coś pięknego, że na przestrzeni lat marzeniem każdego młodego sportowca wciąż jest występ na igrzyskach olimpijskich…
– To prawda. Ruch olimpijski to piękna idea i mam nadzieję, że będzie jeszcze mocniej akcentował swoje korzenie. Nie ukrywajmy, że w wielu sytuacjach komercjalizacja sprawiła, iż od idei zaczęto odchodzić. Ale wierzę, że sport może zmieniać świat i ludzi.
Jak sport zmienił się przez te kilkadziesiąt lat pana kariery?
– Oj, może kilkadziesiąt to nie, ale kilkanaście już tak (śmiech). W kajakach na pewno doszło do ewolucji sprzętu, torów, techniki pływania. Komercjalizacja, pogoń za wynikiem, za pieniądzem są zrozumiałe, ale mam wrażenie, że w niektórych sportach urosło to już do astronomicznych rozmiarów. Wpływ technologii także jest bardzo ciekawy. Dzisiaj sport bez solidnej analizy praktycznie jest niemożliwy.
Wspomniane przez pana pieniądze dziś odgrywają ogromną rolę w sporcie.
– Pewnie zawsze odgrywały, ale w różnym wymiarze. Dzisiaj przy słabszym wsparciu klubów ciężko jest trenować kajakarstwo. Moment ukończenia studiów jest bardzo ważny, zarówno życiowo, jak i sportowo. Bardzo często brak finansowania powoduje, że trzeba ze sportu rezygnować. Gdyby nie moja rodzina, szczególnie tata, ja też musiałbym już skończyć. Zawsze mogłem na niego liczyć i zawsze kajaki były dla taty najważniejsze. Czasem się śmieję, że mimo braku sponsorów czy zainteresowania mediów, w kajakarstwie jest wiele z pierwotnych idei sportu. Każdy z nas jest na swój sposób pasjonatem zakochanym w tym sporcie.
Młodzież wciąż jest w stanie się poświęcać? Pan w ciągu roku ponad 200 dni spędza na zgrupowaniach i zawodach.
– Z tego, co wiem, jest coraz ciężej o młodych gotowych do ciężkiej pracy. Dzisiejsze czasy dają wiele innych możliwości. Nie oceniam, bo to indywidualne wybory, ale stawiam, że z czasem będzie coraz trudniej pod tym względem. Znam też jednak fantastycznych młodych ludzi, więc nie chcę być pesymistą i wierzę, że w kajakach nas nieraz zaskoczą.
W pana karierze piękna jest również więź rodzinna – do dziś pana trenerami są tata oraz wujek.
– Tak. Rodzina to dla mnie wszystko. Tata i wujek to pasjonaci. Kochają ten sport i dzięki nim również ja mogę trenować i walczyć. Moja żona to nieocenione wsparcie i osoba, która łączy tak wiele obowiązków… Podziwiam ją. Czerpię z jej radości do życia najwięcej, ile się da. Podczas zawodów po brzegu biegają również moje córeczki. To jest coś niesamowitego i bardzo mnie to cieszy. Wychodzi na to, że wszyscy rodzinnie jesteśmy w pewnym sensie sportowcami (śmiech).
Na swoim koncie ma pan dziesiątki medali. Te krążki to tak naprawdę kawałek metalu, ale chyba mają ogromną wartość sentymentalną?
– Tak, choć nigdy do nagród nie przywiązywałem wagi. Medal jest dla sportowca wspaniałą formą uhonorowania wysiłku włożonego w start. Stanowi nieodłączny element sportu. Krążek, a czasami sam widok podium powoduje, że w oku kręci się łezka. Medal to stojąca za nim historia zdobywania, wyrzeczeń, poświęceń, a gdy go już zdobędziemy – niesamowitej radości. Takiej prawdziwej: szczerej, sportowej.
Najbliższym pana celem są igrzyska w Tokio?
– Tak, i to nie tylko moim, ale wszystkich polskich kajakarzy. Będziemy walczyć o kwalifikację – najpierw kraju, a później wewnętrznie. W kajakach niestety jest tylko jedno miejsce dla zakwalifikowanego kraju. Mistrzostwach Europy, które odbyły się dwa lata temu, Mateusz Polaczyk był pierwszy, a ja drugi. Byłoby więc dużo ciekawiej, gdybyśmy mieli więcej tych miejsc na igrzyskach. Będę się szykował i zobaczymy, na ile uda się wzbić na wyżyny.
Na koniec zapytam jeszcze o fundację, w którą ostatnio bardzo się pan zaangażował…
– Po sukcesie prac w Krościenku nad Dunajcem, gdzie doprowadziłem do upamiętnienia imiennego ofiar zagłady 256 żydowskich mieszkańców, postanowiłem działać dalej. Założyłem fundację, by realizować następne pomysły. Gromadzę pieniądze na kolejne projekty. Aktualnie prowadzimy prace w Grybowie, gdzie upamiętnimy 1700 ofiar z imienia i nazwiska. Ten projekt to ludzie, nie liczby. Staramy się przywracać pamięć o poszczególnych mieszkańcach, bo bardzo często podaje się ją w liczbach, a to przecież ludzie. Zapraszam na stronę www.centrumfundacja.pl i na profil „Ludzie, nie liczby” na Facebooku, gdzie na bieżąco informujemy o postępach w projekcie. To też jedno z moich marzeń, które się spełnia.
__
fot. główne – Facebook PZKaj
MCC Medale partnerem PZKaj w 2019 roku
Udana współpraca pomiędzy naszą firmą, a Polskim Związkiem Kajakarstwa zaowocowała jej przedłużeniem na 2019 rok. W tym roku poza medalami na zawody odpowiadamy również za limitowaną serię medali upamiętniających 90 lat kajakarstwa w Polsce.
Jeżeli poszukujesz producenta medali sportowych na zamówienie sprawdź naszą ofertę i wybierz medale dla najlepszych!
Więcej z bloga:
- Zrównoważony rozwój i ekologia w organizacji biegów - 26 marca 2024
- Jak przyciągnąć sponsorów do Twojego biegu? - 26 marca 2024
- Marketing i promocja imprez biegowych: strategie, które działają - 26 marca 2024